AUTA, PODATKI, ŚMIERĆ

Nieraz słyszę od osób krytykujących moją pracę, że „pomijam istotne aspekty funkcjonowania miasta”, „ignoruję podstawowe fakty” czy „lekceważę konieczne zmiany”. Do czego odnoszą się te mocne oceny, formułowane z użyciem obciążonych znaczeniowo terminów: istoty, faktyczności i konieczności? Do samochodów.

Analizę zarzutów moglibyśmy rozpocząć od przywołania starego dowcipu, który właściwie zakończyłby wszelkie dyskusje. Ponoć jedyne, co w życiu człowieka jest konieczne i pewne, to śmierć oraz podatki. Dziś oba przedmioty naszego humorystycznego zainteresowania tracą wszakże wspomniane cechy.

Po pierwsze, istnieją kraje, w których podatkami nie obciąża się osób fizycznych lub czyni się to w ograniczonym zakresie. Co więcej, możemy przywołać i rodzime pomysły na zwolnienie z danin ludzi – wszystkich lub tylko niektórych, na przykład najbiedniejszych – w imię zobowiązań dla podmiotów gospodarczych czy elity finansowej. Oczywiście nie znajdują one szerokiego poklasku w zbudowanym na syndromie sztokholmskim kraju z kartonu, w którym poszkodowani wierzą w sens przywilejów beneficjentów niesprawiedliwego systemu fiskalnego.

Po drugie, tezy o nieuchronności ostatecznego żegnania się z życiem też powinny zostać osłabione, jeżeli weźmiemy pod uwagę współczesne dyskusje o śmierci, wynikające z rozwoju technologii medycznej oraz eksperymentów kriogenicznych z zamrażaniem ludzkich ciał z nadzieją na ich przyszłe ożywienie. Uśmiech z naszych ust powinien ostatecznie zniknąć z powodu rozważań futurologicznych i faktycznie realizowanych projektów badawczych służących symulowaniu na sztucznych sieciach neuronalnych fizjologii mózgu, najpierw różnych zwierząt, a teraz i ludzkiego (jak Blue Brain) – po uwzględnieniu wszystkich problemów filozoficznych związanych z redukowalnością lub nieredukowalnością stanów umysłu do stanów tego organu.

Nie będziemy jednak skupiać się na żartach, ale na tym, co ważne, a w wszyscy przecież dobrze wiemy, że w Polsce ważna jest motoryzacja. Debata urbanistyczna, w której nie pojawi się wątek aut, jest pozbawiona znaczenia. Człowiek w niej uczestniczący ma poczucie zawodu, które od razu musi odreagować za kierownicą.

Wiele osób utrzymuje, że fundamentem naszej cywilizacji jest chrześcijaństwo, dlatego sięgnijmy teraz do Księgi Rodzaju. W opisie stworzenia nie pojawia się informacja o istnieniu samochodów uprzednim wobec kreacji uniwersum, a może nawet względem wiecznego i wszechmocnego Boga! Jest to zapewne błąd wskazanego przez tradycję autora (Mojżesza) lub postulowanych przez naukę ludzi kompilujących starsze teksty, z których pierwsza część Biblii jest zbudowana. Możemy też przyjąć, że jest to dowód na historyczność i przygodność motoryzacji, wpisanej jako jeden z przemijalnych stanów świata w jego zasadniczą zmienność.

Dodatkowe (świeckie) podparcie dla drugiej interpretacji znajdziemy w tekstach amerykańskiego historyka transportu Petera Nortona, który swoją karierę poświęcił właśnie na śledzenie i rekonstrukcję narodzin i rozwoju przemysłu samochodowego oraz powiązanej z nim kultury motoryzacyjnej. Zanim jednak nadmiernie podniecimy się istnieniem takiego wsparcia, pochylmy się nad jeszcze jedną wątpliwością.

Może za zjawiskami, które obserwujemy i analizujemy, kryją się trudno dostrzegalne, obiektywne procesy dziejowe, jak wyobrażał to sobie niemiecki filozof Georg Hegel? Może ich kulminacją jest skonstruowanie auta i ten fakt należy uznać za ostateczną syntezę i zwieńczenie całej historii ludzkości? Cóż, z takim sposobem myślenia jest jeden zasadniczy problem: nie można z nim polemizować, trzeba w niego uwierzyć. My jesteśmy ludźmi słabej wiary.

Dobrze, skoro możemy twierdzić, że istnienie samochodów nie jest wpisane w istotę świata (pojęcie „istoty świata” odsyła nas do podejrzanych fantazji), to może zajmowanie się motoryzacją jest naszą powinnością? W odpowiedzi na to pytanie pomogą nam kantowskie rozważania moralne i logika modalna. Sprawdźmy najpierw uniwersalność wspomnianego sądu i zapytajmy, czy możliwy jest świat, w którym nie koncentrujemy się na autach. Tak, jest możliwy. Teraz pora na składnik wolicjonalny, dlatego zastanówmy się, czy chcemy żyć w takim świecie, którego możliwość przed chwilą odkryliśmy. Tak, chcemy, ponieważ zależy nam na przywróceniu urbanistyce jej bogactwa z czasów, gdy jej przedmiotem były ulice, a nie drogi.

Pora na podsumowanie (i opuszczenie samochodu w celu przewietrzenia się, jeżeli akurat nie jesteśmy w miejscu zatrutym spalinami).

Wniosek dla osób zaawansowanych: skoro rozwój motoryzacji był i jest historyczny oraz przygodny, możemy nie tylko pomyśleć o tym, że wchodzi on w fazę regresu, ale nawet zaplanować i wdrożyć działania, które ten regres przyspieszą.

Wniosek dla osób początkujących: auta w mieście być nie muszą, lecz mogą i to tylko w takim zakresie, na jaki wspólnie pozwolimy. Za słowami przeciwniczek i przeciwników nie kryje się więc ani konieczność dziejowa, ani przymus wynikający z etyki zawodowej, ale wyłącznie obawa przed naruszeniem status quo.