SŁOWNIK URBANISTYCZNY | OKNO

Od kilku lat nieregularnie uczę się języka Miguela de Cervantesa. Jednym z moich rytuałów edukacyjnych jest przeglądanie Słownika technicznego hiszpańsko-polskiego, który dostałem od matki w prezencie. Dzięki tej czynności buduję w sobie pewność, że poradzę sobie w każdej sytuacji codziennej. Na przykład w takiej oto: ląduję w Madrycie wcześnie rano i chcę kupić rolkę do obciągania ściernic oraz nożycę kolanowo-rdzeniową. Biorę dla kurażu haust iberyjskiego powietrza, ustawiam swoje ciało w pozycji bojowej, napinam wszystkie mięśnie, zamaszystym gestem otwieram drzwi sklepu metalowego i już w progu aksamitnym głosem basowym składam zamówienie na un rodillo reavivador para muelas abrasivas oraz unas tijeras de palanca acodillada. Tak, mogę podróżować bez obaw.

Podczas pierwszego kartkowania odkryłem ciekawe hasło: una ventanilla de inspección – okienko obserwacyjne. Zachwyciłem się, ponieważ nigdy nie przekonywała mnie modernistyczna degradacja tego ważnego elementu domu lub mieszkania do „otworu” wpuszczającego światło do środka „pomieszczeń”. Każdy przecież wie, że służy on do załatwiania spraw bardzo małych jak zapominanie snów, ale też bardzo dużych jak poranne i wieczorne akceptowanie wszechświata! Czy bez tej zgody nie zostałoby przerwane trwanie piaskownicy na pewnym podwórku w Oświęcimiu i rosnących przy niej kasztanowców, których owoce dały początek mojej pierwszej plantacji dendrologicznej? Czy górnicy mieszkający w bloku, który widziałem z okien swojego pokoju w Pszczynie, wstawaliby o 4-ej, żeby zdążyć na przewóz pracowniczy, a potem na pierwszą szychtę o 6-tej? Czy sąsiadki w Krakowie przekazywałyby sobie paczki, które przeciągały na sznurku rozwieszonym pomiędzy balkonami, a para z ostatniego piętra współżyłaby z sukcesem i głośno obwieszczałaby ten fakt urbi et orbi? Czy stuletni staruszek wypełzałby ze swoim stuletnim psem na spacer po Katowicach, a jego wredna koleżanka monitorowałaby całe osiedle i zbierałaby informacje o każdej osobie z dzielnicy? Czy pani Maria zza ściany mieszkania w Warszawie krzyczałaby do swojego syna, że urodziła parówę, chłopak z naprzeciwka umawiałby się po każdej wizycie na siłowni na jednorazowy seks z kolejnymi partnerami, a grupka dyskusyjna panów w wieku 50+ ustawiałaby się pod arkadami, żeby walnąć sobie piwko – jedno, dwa albo dziesięć? Czy w Szczecinie kobieta wracająca późno w nocy ze sklepu, w którym pracuje, każdego dnia wrzeszczałaby do telefonu i wyzywała swojego męża od debili?

Gdyby nie było okien, nie można byłoby nasłuchiwać i wyglądać na zewnątrz, żeby powiedzieć tym wszystkim ludziom, rzeczom oraz sytuacjom: „TAK!”. Co wtedy działoby się ze światem? Toczyłby się swoim rytmem, gdyż na swoje istnienie nie potrzebuje naszej zgody. Nie byłby jednak w ten sam sposób obecny, albowiem uobecnia się tylko w odpowiedzi na naszą ciekawość.