KONWENCJE JĘZYKOWE URBANISTYKI

Listopad był miesiącem Fryderyka Chopina. Dziennikarz Moritz Weber w audycji w programie SRF 2 poruszył kwestię domniemanego homoseksualizmu kompozytora. Odwołał się do jego listów skierowanych do przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego, w których wielokrotnie wzywa bliskiego mężczyznę do pocałunków. Zrobiła się sensacja, jednak plotkarskie poruszenie dość szybko zaczęły studzić osoby zajmujące się biografią muzyka oraz kulturą epoki, w której żył. Wskazywały, że forma jego rozgorączkowanych wypowiedzi odpowiada powszechnie wówczas przyjętym konwencjom: to, co jawi się nam jako zapis homoseksualnej miłości, w czasie, gdy tekst powstawał, wcale tym być nie musiało, choć oczywiście mogło*.

Podobnie odlegle brzmią uwagi Czesława Gniewińskiego z 1946 roku o projektowaniu ulic i placów miejskich, który w podręczniku w zakresie budownictwa drogowego odwołuje się do estetycznej wartości kompozycji zieleni przydrożnej oraz przekroju i przebiegu pasa drogowego, choć równocześnie podaje dużą liczbę wzorów do obliczania różnych parametrów technicznych.

Przywołajmy dwa fragmenty:

„Ustawienie asymetryczne [torowiska w stosunku do osie jezdni] potrzebuje mniejszej szerokości pasa, gdyż przystanki po jednej stronie mogą być umieszczone w pasie zieleńca lub na chodniku i pasażerowie do tych przystanków nie potrzebują przechodzić przez jezdnię. Poza tym ulica w perspektywie jest znacznie przyjemniejsza, wygląda szerzej i przestronniej”.

„Szerokie pasmo zieleni jest bardzo dekoracyjne, daje możność posadzenia kwiatów, bylin, krzewów. Z tych względów na ulicach, zwłaszcza idących z zachodu na wschód, usytuowuje się jezdnię ulicy asymetrycznie, umieszczając zieleń po stronie nasłonecznej (północnej) przeznaczając tę część ulicy na spacery. (…) Ulica bez zieleni wygląda bardzo ponuro i nieprzyjemnie”.

Z drugiej strony, na powyższe słowa możemy spojrzeć jak na przemyślane wezwanie do uważności na doświadczenie estetyczne przyszłych użytkowniczek i użytkowników infrastruktury komunikacyjnej, skierowane do ludzi, którzy planują jej rozwój. Nie można wszak zaprzeczyć, że warunki fizyczne wpływają na sposób zmysłowego doznawania i przeżywania przez człowieka swojej obecności w mieście, choć go w pełni, a może nawet i w dużym stopniu nie determinują – wbrew temu, co podnoszą niektórzy architekci w ezoterycznych wypowiedziach na temat wymyślonych przez siebie kompozycji, przecenianych ze względu na przesadę promocyjną, brak dystansu czasowego i powiązany z tym zachwyt nad nowością. Elementy podmiotowe są równie istotne, jeżeli nie ważniejsze.

Powinniśmy zatem zwracać uwagę na fakt, że ulica i plac zawsze mają jakąś formę, a właściwie są obecne w jakiejś formie, gdyż o żadnym akcie posiadania nie może być mowy. Dzieje tak nawet wtedy, gdy tego nie jesteśmy świadomi lub to pomijamy, na przykład w pogoni za efektywnością transportową naszych pomysłów lub zwiększaniem liczby miejsc postojowych w odpowiedzi na społeczne żądania. Liczby w inżynierii są ważne, ale nie powinniśmy się ślepo poddawać urokowi kalkulacji. Rachowanie na koniec też musi zamienić się w narrację.

Pod względem formalnym załączone cytaty są więc apelem o docenienie w procesie projektowania roli wartości estetycznej doświadczenia codziennego związanego z czynnością przemieszczania się – ignorowaną pod względem zmysłowym w imię pragmatyki. Na pewno nie jest to równocześnie próba estetyzacji i spłaszczania zagadnień inżynierskich do estetyki. Przyjmując tę perspektywę możemy pójść jednak w inną stronę niż Czesław Gniewiński i poszukiwać odmiennych rozwiązań w ramach zaproponowanego przez niego imperatywu. W końcu już nie podzielamy jego atencji dla zadania w zakresie udostępniania przestrzeni miasta historycznego dla samochodów. A może dalej tkwimy w tym schemacie?

* Niejednoznaczną sprawę orientacji seksualnej Fryderyka Chopina możemy pozostawić na boku jako rzecz nieistotną dla percepcji jego muzyki. W świetle bieżących wydarzeń spóźnione outowanie ważnych postaci historycznych zyskuje wszakże nowe czy doniosłe znaczenie. Przypomnijmy chociażby postać profesora historii filozofii starożytnej i byłego ministra edukacji Ryszarda Legutko, który nie potrafił lub nie chciał wykorzystać terminów współczesnej polszczyzny do sformułowania wypowiedzi na temat zachowania europarlamentarnego kolegi Józsefa Szájera. Do rozmycia sprawy wykorzystał metaforę „ciemnego Erosa” mimo tego, że zgodnie z obecną konwencją językową aktywność węgierskiego polityka należy określić jako udział w gejowskiej orgii. Uczestnicy tego wydarzenia realizowali przecież swoje potrzeby seksualne, a nie odtwarzali zapisany w micie wieczny porządek świata.