Na moim oświęcimskim osiedlu zakład fryzjerski prowadził pan Jasiek (był jedną z tych osób, która nie musi mieć nazwiska, ponieważ znają ją wszyscy). Każdej ze swoich klientek robił trwałą ondulację, a włosy farbował na fioletowo, dlatego jego lokal opuszczały z kolorowymi roladami na głowie.
Nie można było ukryć, że pan Jasiek nie miał talentu technicznego, ale w bajerowaniu wiódł prym. Wszystkie babcie z mojego fyrtla strzygły się więc tylko u niego i przez to wyglądały jak siostry.
Teraz to pokrewieństwo odkrywam wśród starszym dam, które spotykam na placu Orła Białego w Szczecinie. Ubrane są w sukienki w jasnym kolorze, starannie wyprasowane. Na głowach mają kapelusze, a w rękach łaski. Przysiadają na jednej z ławek ukrytych w cieniu i patrzą na drzewa lub czytają książki.
Cieszą się tym placem, a ja cieszę się ich radością. Przestrzeń publiczna w dużym mieście powinna dać ludziom szansę na odpoczynek w spokoju. W potrzebie izolowania się od siebie jesteśmy wszak do siebie bardzo podobni.