W 2017 roku portal urbanistyczny Planetizen na drodze internetowego głosowania czytelników stworzył listę 100 najbardziej wpływowych w historii świata ludzi zajmujących się urbanistyką. Na czele rankingu znalazła się Jane Jacobs, a jej dzieło Śmierć i życie wielkich miast Ameryki przez ten sam magazyn zostało uznane za jedną z 20 najważniejszych książek urbanistycznych wszechczasów.
Antropolożka miasta Katrina Johnston-Zimmerman w tekście o znamiennym tytule Planowanie przestrzenne ma problem z seksizmem zauważyła jednak, że w pierwszym zestawieniu było tylko 15 kobiet. Stanowiły one zdecydowaną mniejszość wszystkich branych pod uwagę osób, a ponadto jedynie 3 miały kolor skóry inny niż biały. Na drugiej liście znalazły się tylko 2 publikacje, które nie zostały napisane przez mężczyzn.
Na tle tych statystyk Katrina Johnston-Zimmerman postawiła pytanie o to, czym jest lub mogłoby być „feministyczne miasto” i jaka jest specyfika urbanistyki uprawianej przez kobiety.
Ucieczka od wielkich planów
Umieszczenie rozważań autorki Wielkich małych planów w tym kontekście pokazuje aktualność jej myślenia oraz wydobywa jego unikalną, radykalną i awangardową na tle swojego czasu wartość. Sama Jane Jacobs posługiwała się ponadto metaforą kobiecego i męskiego wyobrażenia o rozwoju urbanistycznym w polemice z deweloperem Jamesem Rouse na Konferencji Wielkich Miast w Bostonie w 1980 r.
Amerykański przedsiębiorca w swoim wystąpieniu na temat przyszłości planowania powrócił do apelu architekta Daniela Burnhama: „nie róbcie małych planów, ponieważ pozbawione są magii, która sprawia, że ludzkie [man’s] serca biją szybciej”. Jane Jacobs ripostowała: „śmieszne, wielkie plany nigdy nie przyspieszały rytmu bicia kobiecego serca; kobiety zawsze były skłonne rozważać małe plany”.
Jej wypowiedź zamykała w sobie doświadczenia z kilkudziesięcioletniej walki, którą podjęła przeciw tworzeniu urbanistyki w sposób odgórny, techniczny i scentralizowany – oparty na forsowaniu jednej wizji oraz realizowaniu wielkich inwestycji infrastrukturalnych oraz architektonicznych. Autorka Wielkich małych planów działała w imię ochrony samoorganizujących się wspólnot sąsiedzkich, które wykorzystują do własnych celów przestrzeń ulic miejskich.
U podstaw wysiłków Jane Jacobs legła jej wizja miasta jako zasobu zarządzanego oddolnie, dobrowolnie i kolektywnie – z uwzględnieniem wiedzy oraz interesów osób należących do różnorodnej społeczności lokalnej. Ta koncepcja przestrzeni miejskiej miała być realizowana na każdym poziomie: dzielnicowym, miejskim czy metropolitalnym.
Ucieczka od planowania w ogóle
Najszerszą próbę uporządkowania własnej wizji planowania, podjętą przez Jane Jacobs, znajdziemy w antymodernistycznym i jednocześnie antyeksperckim eseju pt. Śródmieście jest dla ludzi z 1958 roku. Autorka oddzieliła w nim urbanistykę „ok” (boles in the net) od urbanistyki „nitek” (strands of the net). Pierwsza tworzona jest poprzez projektowanie i stawianie pojedynczych budynków, natomiast druga polega na planowaniu rozwoju układu ulicznego, czyli powiązanych ze sobą przestrzeni publicznych.
Jane Jacobs bliższa była druga koncepcja i to na nią starała się przekierować naszą uwagę. W mojej ocenie za każdym razem prowadziła nas jednak w inne miejsce, ponieważ skupia się na tym, co jednostkowe i partykularne – na konkretnej ulicy, a nie na jej powiązaniach.
Co więcej, dokonała konserwatywnego zwrotu i zbudowała argumentację bliźniaczo podobną do rozważań Friedricha Augusta von Hayeka o wewnętrznej sprzeczności idei planowania. Założyła, że w odniesieniu do dużego terenu nie da się sformułować dobrej decyzji planistycznej, ponieważ w momencie jej rozważania nie można mieć dostępu do wszystkich informacji o warunkach brzegowych. Stwierdziła więc, że lepiej jest negocjować „małe plany” w ramach dobrosąsiedzkich stosunków – odwoływać się do wiedzy lokalnej i opierać na mechanizmach partycypacyjnych.
Dziś oczywiście można pokusić się o podważenie tego wywodu i wskazać, że koncepcja Jane Jacobs się zdezaktualizowała. Rozwój systemów informacji przestrzennej pozwala wszak spojrzeć na miasta jako całość i modelować ich rozwój. Wciąż jednak koszty wdrożenia tych technologii są niewspółmiernie wysokie w stosunku do płynących z nich korzyści, a to, czego dostarczają, jest tylko pewnym konstruktem – symulacją ludzkich zachowań. Bez wiedzy na temat motywacji rzeczywistych osób do podejmowania aktywności w konkretnej przestrzeni, wszelkie modele będą bezużyteczne w planowaniu.
Ucieczka od polityki
W mojej ocenie eseje zebrane w tomie Wielkie małe plany koncentrują się wokół dwóch pojęć: wątpienia i kwestionowania. Pierwsze odnosi się do emocji związanej z zachwianiem lub wręcz utratą wiary w wyjaśniającą i sprawczą moc różnych kompleksowych projektów polityczno-urbanistycznych, takich jak deweloperski modernizm Roberta Mosesa. Drugi termin dotyczy działania na rzecz podważenia tej mocy poprzez różne formy nieposłuszeństwa obywatelskiego jak organizowanie protestacyjnych kampanii społecznych czy polemizowanie piórem.
Sceptyczna postawa Jane Jacobs i jej atencja dla spontanicznych form życia miejskiego nie dostarczają jednak ani pozytywnej koncepcji władzy publicznej w mieście, ani odpowiedzi na pytanie o sens, sposób i zakres jej stosowania. Generują natomiast – oczywiste lub dyskusyjne – tezy o potrzebie ochrony jednostki przed ekspansją tej władzy, a także przekonania o możliwości i konieczności rozstrzygania o sprawach wspólnych wyłącznie przez bezpośrednie negocjowanie pomiędzy pojedynczymi osobami. Tak, jakby miasto było federacją dzielnic, a sąsiedzka dyskusja przed klatką prowadziła do rozwiązania problemów strukturalnych. To wyobrażenie oparte na instytucjach komunitariańskich jest antyurbanistyczne, błędne i w dłuższej perspektywie szkodliwe.
Uprzednia wobec polityki konfliktowa polityczność wyparowuje ze świata Jane Jacobs. Działania oddolne i nieformalne zyskują (bezpodstawnie) wyjątkową wartość i stają się fundamentem wszelkiej aktywności. Moim zdaniem generowane na tej bazie inicjatywy znajdują się jednak dokładnie na tym samym poziomie, co projekty tworzone odgórnie oraz systemowo, i dlatego – tak jak one – zgłaszają swoje roszczenie do uniwersalności. Przeciwstawianie małych planów wielkim jest więc zabiegiem retorycznym, który trzeba szybko wyeliminować z urbanistyki, jeżeli chcemy dalej spierać się o wizję miasta i uprawiać politykę miejską.
Poza strategią ucieczkową
Bezrefleksyjne i ortodoksyjne korzystanie z idei Jane Jacobs mogą sprawić, że ta ważna krytyka zcentralizowanego planowania stanie się swoją własną karykaturą, która pozbawia nas siły politycznej.
W związku z tym użyjmy rozwiązań autorki Wielkich małych planów do rozstrzygnięcia wywołanej przez nią sprzeczności. Zacznijmy wątpić w jej koncepcje i zakwestionujmy jej pomysły. Książkę dokładnie przeczytajmy jako odtrutkę na błędy urbanistyki modernistycznej, a potem odłóżmy na półkę i idźmy dalej własną drogą.
Tekst ukazał się pierwszy raz w kwartalniku Herito.