Miasto powiatowe to miejsce, w którym autobusy w wakacje wożą tylko Ciebie, osobę z drugiego końca kraju, a w okresie od września do czerwca – wyłącznie uczennice i uczniów lokalnych szkół średnich.
Młodzi ludzie zajmują miejsca według znanego tylko sobie klucza. Omawiają bieżące rekonfiguracje towarzyskie, oceniają stylizacje koleżanek i kolegów, obgadują nauczycielki i nauczycieli, a także narzekają na rodziców. Tworzą społeczność, która za kilka lat się rozpadnie, gdyż każdy człowiek wsiądzie do swojego własnego auta z komisu. Głośno marzą o tym ci, którzy siedzą przede mną, za mną i obok mnie w autobusie wyjeżdżającym z Żar.
Niektórzy będą podwozić sąsiadki lub sąsiadów, a także inne osoby mieszkające „na trasie” do stolicy powiatu. Ten oddolnie ukształtowany carpooling będzie jednak tylko dalekim powidokiem wspólnego podróżowania komunikacją zbiorową. Nie odtworzy międzyczasu na integrację społeczną, która nie ma żadnego celu poza samą sobą.
W trakcie wczorajszej debaty o zmianach komunikacyjnych w centrum sąsiedniego miasteczka wiele czasu poświęciliśmy na rozważania o parkowaniu. Jest to zrozumiałe, gdyż tam nikt nie ma alternatywy i to nie ma jej w rzeczywistości, a nie w swojej wyobraźni – jak ludzie, którym nie chce się podejść 200 m do przystanku.
Biorę udział w takich spotkaniach od lat. Coraz częściej pojawiają się na nich głosy, że samochodoza doprowadziła nas już do ściany. Rozmowy kuluarowe pokazują jednak, że inercja jest za duża, żeby szybko znaleźć rozwiązanie problemu i faktycznie je wdrożyć. Z tego też powodu wprowadzenie porządków urbanistycznych jest i będzie jeszcze długo bardzo żmudne.