Budowa kościoła na Osiedlu Piastów w Pszczynie rozpoczęła się w roku mojego urodzenia i trwała kilka kolejnych lat, mogłem zatem obserwować jego wznoszenie, a potem urządzanie i zdobienie. Teraz natomiast zderzam się z materialnym i nagim efektem tego procesu.
Najbardziej fascynującym elementem w kompozycji wnętrz świątyni jest uproszczony kontur Polski. Został wycięty w jednej ze ścian kaplicy jasnogórskiej, za którą znajdowało się potężne przeszklenie oświetlające ołtarz główny i ławy dla ministrantów. Otwór nie był wcześniej zaślepiony witrażem, więc każdy człowiek, który siadał naprzeciwko niego, mógł przez prawie godzinę obserwować strugi światła spływające po potężnych i gładkich płaszczyznach. To było doświadczenie hipnotyzujące, odcinające od odtwarzanego po raz kolejny rytuału mszalnego oraz zawodzenia grupy oazowej. Wpatrywałem się w ten nietypowy element rzeźbiarski bez świadomości, jakie treści polityczne starali się w nim zakodować autorzy. Obiekt sakralny powstał wszak zaraz po stanie wojennym.
W mojej głowie kościół stał się symbolem nie tyle przemian wyobraźni narodowej, co konstytuowania się wspólnoty osiedlowej, która rosła razem z nim. Największą grupę osób zjednoczyła przecież budowa tego gmachu. Kierował nią charyzmatyczny proboszcz lokalnej parafii, który skutecznie zachęcał wszystkich nie tylko do współfinansowania inwestycji, ale również do fizycznej pracy. W ten sposób powstał pomnik totalnego zaangażowania. Wrósł w moją wyobraźnię bardzo głęboko, dlatego na pytanie, kim chcę być w przyszłości, odpowiadałem jako dziecko – księdzem. Miałem na myśli księdza-budowniczego.
Oczywiście integracja była rozpisana również na inne narracje. Starsi sąsiedzi powoli się poznawali, gdy przychodzili do właściciela pierwszego w klatce telefonu lub prosili o pilnowanie mieszkania w czasie urlopu. Podlewanie roślin w cudzym domu tworzyło więzi i wyznaczało granice zaufania. Nas, młodych chłopaków, łączyło granie na Commodore i Amidze, wymienianie się kasetami, picie nielegalnie pozyskanego alkoholu i oglądanie pism pornograficznych. Niestety przedstawiały treści heteroseksualne, gdyż w krzakach w parku pałacowym mogliśmy znaleźć wyłącznie „Twój Weekend”.
Żadna ze wspomnianych aktywności nie miała tak dużej mocy symbolicznej jak wznoszenie świątyni. Obecnie jest ona po prostu częścią krajobrazu osiedla i zwyczajnym budynkiem pozbawionym społecznej siły, wciśniętym między bloki, domy jednorodzinne i markety. Narzędzia archeologii pojęciowej pozwalają mi jednak zrekonstruować przebieg wspólnego budowania miejsc wspólnych i pomyśleć nad jego współczesnym przetworzeniem – ze świadomością różnic między ludźmi, którą zafałszowywała narracja kościelna.
Tak sobie wyobrażam urbanistykę.