Zaczynamy wywiady z mieszkańcami ulicy Miarki w Bytomiu. Zaglądamy na podwórka i szukamy otwartych na oścież okien oraz suszącej się na parapecie pościeli. Zaczepiamy tych, którzy akurat wyszli na papierosa, z psem na spacer lub wyrzucić śmieci do kontenera. Odrywamy od pracy ludzi malujących drzwi do garażu lub wypakowujących zakupy z bagażnika swojego samochodu. Wchodzimy do mieszkań, jeżeli zostaniemy zaproszeni do środka. Rozmawiamy z osobami codziennie użytkującymi śródmiejski odcinek DK94, który prawie miesiąc temu testowo przekształciliśmy poprzez wdrożenie czasowej zmiany organizacji ruchu zakładającej jego uspokojenie.
Po raz kolejny zderzamy się ze sprzecznością, na której ufundowane jest projektowanie urbanistyczne: pomiędzy interesami ludzi czerpiących wyłącznie korzyści z tranzytowego charakteru ulicy, a potrzebami osób dotkniętych wszystkimi kosztami zewnętrznymi takich zachowań komunikacyjnych ze względu na trudny do rozerwania związek wynikający z faktu zamieszkiwania. Słuchamy, w jaki sposób w świadomości i wypowiedziach drugich rezonuje dobrze nam znany zestaw fraz formułowanych przez pierwszych:
- „zawsze możecie się przeprowadzić” – zauważają, że nie jest to tak proste jak znalezienie alternatywnej drogi transportowej,
- „mieszkacie w mieście, a w mieście jest głośno” – podskórnie wyczuwają, że powinniśmy zajmować się ograniczaniem podobnych uciążliwości, a nie udowadnianiem konieczności ich istnienia,
- „przestańcie narzekać, takich ulic jak wasza jest w naszym mieście dużo, a nimi nikt się nie zajmuje” – wskazują, że jest to myślenie oparte na schemacie „psa ogrodnika”, a ich celem nie jest przecież odmawianie innym prawa do działania na rzecz swojego otoczenia.