Bertha Jane Ward to córka przyrodniczki Mary Ward z domu King oraz Henry’ego Warda, konserwatywnego polityka, a od śmierci starszego brata Edwarda również wicehrabiego Bangor. Bertha w 1883 roku poślubia swojego kuzyna, dyplomatę Roberta Johna Kennedy’ego, i przyjmuje nazwisko męża. Małżeństwo należy do brytyjskiej elity, dlatego w 1898 roku dojrzała już arystokratka bierze udział w Salonie Dworskim – wydarzeniu, podczas którego ona i inne kobiety równe jej stanem prezentują się w oficjalnych strojach przed obliczem ówczesnej monarchini, królowej Wiktorii. Dla rodzin z wyższych sfer jest to okazja do rozwijania interesów poprzez właściwe zarządzanie kwestiami matrymonialnymi, a potem krzyżowanie się w obrębie własnej grupy społecznej.
Najważniejszym elementem przygotowań do wystąpienia na rzeczonej imprezie jest dobór sukni i tresowanie swojego ciała, a zatem samej siebie, co pozwala każdej uczestnice opanować uświęcony tradycją układ choreograficzny: dygnięcie przed gospodynią i wycofanie się tyłem. Bertha wybiera strój wykonany przez Emily Williams z Londynu, który w królewskim czasopiśmie The Court Circular opisywany jest w następujący sposób:
tren dworski z różowego aksamitu podszyty kremową satyną taftową i czarnymi tiulowymi zmarszczeniami; suknia spodnia z ciężkiej satyny taftowej w kolorze gołębiej szarości, wyszywana diamentami i srebrnymi cekinami, z przodu zdobiona delikatnymi fałdami ze starej brukselskiej koronki i lamówkami z różowego aksamitu; pióropusz dworski i opaska.
The Court Circular, numer z 13 marca 1898 roku, strona 241b
W bogatych szatach i z bukietem w ręce, na tle drewnianej kanapy w stylu Ludwika XV i malowidła przedstawiającego rokokową aranżację architektoniczną, wsparta o kredens ze szklanymi drzwiami 11 marca 1898 roku pozuje do zdjęcia w atelier fotograficznym Lafayette, mieszczącym się przy New Bond Street w Londynie, niedaleko Pałacu Buckingham. Jej twarz jest znaczeniowo pusta: oczy skierowane są w dal, a usta prawie niezauważalnie wygięte w kurtuazyjnym uśmiechu. Z jej wizerunku nie można wyczytać tęsknoty za matką, która odeszła prawie 30 lat wcześniej, gdy Bertha była jeszcze dziewczynką.
Mary Ward zginęła w 1869 roku pod kołami eksperymentalnego samochodu parowego – maszyny uznawanej wówczas za cud techniki komunikacyjnej (słusznie) i rozwiązanie awangardowe w stosunku do prognozowanego rozwoju motoryzacji (niesłusznie), ale również niebezpieczne ze względu na możliwość rozwijania zabójczej prędkości, większej niż tempo marszu, a także masę niszczycielską, niedopasowaną do nośności dróg, o czym świadczą akty prawne o regulacji ruchu, między innymi Locomotives on Highways Act z 1865 roku, którego zapisy zawierają ograniczenie prędkości jazdy poza miastem do maksimum 4 mil/godzinę, co odpowiada 6,5 km/godzinę, a w mieście – do 2 mil/godzinę, czyli 3,2 km/godzinę (dokument zwany jest do dziś Red Flag Act ze względu na ustanowiony w nim nakaz ostrzegania osób korzystających z drogi przed nadciągającym pojazdem przez człowieka wyposażonego w czerwoną flagę lub latarnię, brzmiący zaskakująco w czasach, gdy to ludzi poruszających się na własnych nogach uczy się i zachęca do sygnalizowania swoich zamierzeń przed przekroczeniem jezdni). W trakcie wycieczki, którą odbywa w towarzystwie męża i konstruktorów wozu, braci Parsons, w tym Charlesa Algernona – przyszłego wynalazcy turbiny parowej, wypada z niezabezpieczonego siedzenia. Zdarzenie uznawane zostaje za nieszczęśliwy wypadek, dlatego nikt nie ponosi konsekwencji za spowodowanie tragedii.
Historia wypadków motoryzacyjnych rozpoczyna się więc 31 sierpnia 1869 roku w mieście Birr (wówczas Parsonstown), gdy kierowca zabija pasażerkę. Już w źródłowym momencie jest ufundowana jako opowieść metafizyczna – o autonomicznym świecie ruchu drogowego, w którym uśmiercanie z użyciem maszyny transportowej jest wypadkiem ze skutkiem śmiertelnym, zdarzeniem, czyli tym, co się zdarza niejako samo z siebie, na przecięciu różnych okoliczności i na mocy własnych praw. Tę intuicję w XX wieku rozwinie filozof Paul Virilio.
Wróćmy do czasów królowej Wiktorii. Na Salonie Dworskim w 1891 roku debiutuje Daisy Cornwallis-West, późniejsza żona sekretarza ambasady pruskiej w Londynie i jednocześnie księcia von Pless, hrabiego von Hochberg i barona zu Fürstenstein – Hansa Heinricha XV, zaślubiona mu w ramach transakcji matrymonialnej forsowanej przez matkę („Nie zdawałam sobie jasno sprawy z tego, że zostałam kupiona” – napisze po latach w swoich pamiętnikach).
Dziś na ostatnim piętrze pszczyńskiej rezydencji Hochbergów, której Daisy od początku do końca swojego życia nie darzy szczególną sympatią ze względu na panującą w pałacu pruską etykietę, można podziwiać fotografię Berthy i innych kobiet odwiedzających atelier Lafayette. Korzystam z tej okazji, ostatniej przed wprowadzeniem kolejnych ograniczeń sanitarnych w odpowiedzi na rozwój pandemii COVID-19. W trakcie zwiedzania zamykam jednak oczy, otwieram wyobraźnię i stroję panów w satynowe, koronkowe i tiulowe suknie, a damy ubieram w męskie kreacje, żeby skłirować i zdżenderować odległy świat XIX-wiecznej arystokracji i odnieść go do współczesnego doświadczenia.
Po tej imaginatywnej akcji mogę wyjść na rynek, który w jeszcze inny sposób opowiada historię rekonstrukcyjnej mocy motoryzacji – jako procesu degradującego przestrzeń publiczną miast historycznych. Dotyczy to również mojego miasteczka rodzinnego – Pszczyny.